Pokazywanie postów oznaczonych etykietą rowerek stacjonarny. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą rowerek stacjonarny. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 9 kwietnia 2013

Rekord w pokoju

To tylko rekord domowy i aż domowy. Poprzedni wynosił 75minut, poprawiony dziś o 46 = 121 minut kręcenia w naprawdę dobrym tempie. I to po ponad tygodniowej przerwie z przyczyn ode mnie niezależnych. Jestem z siebie dumna jak niewiemco. Po wczorajszej męczącej godzinie dziś dwie bez bólu. No chyba, że chodzi o zadek, on dostał w dupę. Ale ja czuję się wyśmienicie. Transfuzja świeżej krwi z buraka dała efekt piorunujący. Doping nie do wykrycia :)
A teraz spać.


sobota, 2 marca 2013

Forma rośnie

Wspaniale było w Tatrach. Nie znam wszystkich miejsc na świecie, ale i tak wiem, że tam jest NAJPIĘKNIEJ! :D  To tytułem wstępu...

Tatry Zachodnie, zejście z Wołowca 


Nie należę do osób szczególnie silnych i wytrzymałych więc tym bardziej powinnam dbać o "zaprawę" przed dłuższymi wycieczkami. Jestem bardzo zadowolona, że tym razem, za wyjątkiem dwóch pęcherzy na piętach, obyło się bez jakichkolwiek dolegliwości. Regularne ćwiczenia na rowerku dały mi wymierne korzyści. Czuję to i raduję się, bo motywacja jest tym większa. Przez kilka lat trenowałam jedynie "dojście z domu do auta i z auta do biurka w pracy". Zgroza. Przerywnikami były sporadyczne wyjazdy w góry. Efekt był zwykle opłakany. Zakwasy, umęczenie i kilka dni dochodzenia do siebie.

Podsumowanie treningowe po dwóch miesiącach :)
Treningi rozpoczęłam spokojnie - pół godziny na 1 biegu.
Po tygodniu wydłużyłam czas i podkręciłam tempo jazdy.
Od lutego kręcę min 45 min. (gdy mam słabszy dzień) - 75min., na 3-5 biegu siedząc lub 8 biegu na stojąco.

Jeżdżę średnio 5 x w tygodniu. Chciałabym codziennie, ale praca i szkoła zajmują mi często cały dzień. Gdy wychodzę o 9 rano i wracam po 23, marzę już tylko by oddać się w objęcia Morfeusza.
Zależy mi bardzo na poprawie kondycji i wzmocnieniu mięśni nóg. Wędrówka po Tatrach udowodniła, że jest nieźle. Poza tym schudłam. Nie to było moim celem, ale stało się. Teraz w mojej kolekcji spodni tylko jedna para nie opada mi z kościstego zadka ;) Powróciłam więc z radością do okazjonalnego częstowania się słodyczami, bo groziło już wymianą całej garderoby ;)

Inne efekty:
Pomarańczowa skórka na udach została zredukowana do minimum,
Mam więcej energii do działania (o jakieś 300% ;),
Wpadłam w pozytywny nałóg. Im więcej ćwiczę, tym bardziej tego potrzebuję,
Rowerek, to doskonały sposób na pozbycie się "doła". Nie ma nic lepszego jak porządnie się zmęczyć,
Mniej czasu spędzam na "nicnierobieniu" :)

___________________________________________________________________________________
Ech Taterki... :D

Zwyczajność pozostała na dole, w gęstych, ciężkich chmurach


wtorek, 5 lutego 2013

Feng Shui

Wbiłam sobie do głowy, że na pewno istnieje coś takiego jak Feng Shui dla pomieszczenia treningowego. Jeszcze nie tak dawno ten sposób aranżacji wnętrz był modny, więc dlaczego nie? Ograniczając się do poszukiwań w sieci, znalazłam prostą i dość logiczną zasadę - tam gdzie śpimy, tam nie ćwiczymy i  odwrotnie. Patrząc z rowerka na łóżko zamiast mobilizacji pojawia się znużenie, a patrząc z łóżka na rowerek nie potrafimy się efektywnie zrelaksować i możemy mieć nawet kłopoty ze snem. Pewnie z podobnego powodu nie jeździmy w kuchni - myślelibyśmy tylko co by tu zjeść ;) Te przypadki są zrozumiałe, ale ten już mniej - relaks może być zakłócony gdy przyrząd treningowy będziemy trzymać pod łóżkiem. Niestety nie posiadam przyrządu, który zmieściłby się pod moją kanapą, wiec nie wypróbuję tego na sobie. No chyba, że położę skakankę ;)
Mieszkam w kawalerce. Mój pokój pełni funkcję sypialni, garderoby, pracowni oraz sali treningowej. Ponieważ faktycznie miewałam kłopoty z wysypianiem się, przemeblowałam wielofunkcyjny salon nie zapominając oczywiście o Feng Shui ;) Może zadziałała autosugestia, ale... od dwóch tygodni czuję się, hmmm, inaczej ;). Przedtem RedBól stał na widoku, wystarczyło podnieść się z kanapy, zrobić dwa kroki i jazda. Ale ja się buntowałam, jak jakaś nastolata, której ktoś coś każe. Stawiając kanapę prostopadle do ściany, podzieliłam pomieszczenie na dwie części. Z jednej uczyniłam "pokój wypoczynkowy", a w drugiej (za oparciem) pozostał "pokój rowerowy". Teraz budzę się wypoczęta i chętnie trenuje. Codziennie.

Feng Shui wg Lennona&Ono :)

wtorek, 22 stycznia 2013

Z laptopem na rowerze


Mój dzisiejszy sposób na czasoumilenie. Wystarczy przywiązać łóżkowy stolik do odwróconej kierownicy i już nie ma powodu żeby rozstawać się ze swoim ukochanym lapkiem. Można surfować po świecie, pisać prace doktorską na temat kwadratury koła lub bloga, tak jak ja to czynię. Pomysł i wykonanie prawie bez zarzutu. Mam jedynie utrudnione dojście do bidonu, więc muszę dopracować ten element. Zdjęcie zrobione zostało na samowyzwalaczu. W ciągu 10 sekund musiałam znaleźć się na ustalonej pozycji, więc zanim wpadłam na to czego się chwycić żeby zdążyć, wyglądałam tak :)


niedziela, 20 stycznia 2013

Serenada

Muzyka podczas rowerowania jest zdecydowanie najważniejsza. Dzięki niej chce mi się wsiadać na rower i także dzięki niej nie chce mi się z niego zejść ;) Nie tylko nadaje rytm i tłumi zmęczenie fizyczne. Gdy jej słucham, choć na chwilę wyzwalam się z samsary. Nie pamiętam i nie myślę o niczym, wpadam w odmienny stan świadomości. Lubie ciszę, ale dziś w ciszy najpewniej rozpamiętywałabym drobną, ale idiotyczną pomyłkę na kończącym sesję egzaminie ustnym. Na szczęście przez ostatnią godzinę nie potrafiłam się na niej skupić :)
Wczoraj odkryłam w jednej z moich ulubionych stacji kawałek - "Serenade of Guilt". Początek przypomina mi piosenki mojego ulubionego Pure Reason Revolution. Pisząc te słowa słucham całej płyty i aż mi się włosy jeżą na rękach. Czuję, że dopadła mnie euforia :) Grupa wcześniej mi nieznana: The Unguided, płyta: Hell Frost. Określiłabym ją jako electro melodic death metal, ale znalazłam w Power Prog Radio. Jutro z rozkoszą do niego pokręcę. Poniżej link do "Serenade of Guilt" - utwór spokojniejszy od reszty, ale według mnie - debest!


                                                  kliknij proszę i zanurz się

                                                      tu prevka całej płyty


piątek, 18 stycznia 2013

Wyścig (w) Pokoju

Rozpoczynam oesa w świetnym humorze
Wieje lekki wietrzyk
Słońce świeci
W uszach głośna muzyka
Zabrałam ze sobą izotonik własnej produkcji
Teraz mam lekko z górki. 43.6 na liczniku ;)
Wyprzedziłam Lance'a Armstronga. Ale ma głupią minę :)
Po 30 minutach musiałam uzupełniłć płyny
W strefie kibica pasjonująca relacja z mojego wyścigu
Na żwirze o mało nie złapałam gumy :(
To radio mnie nakręcaaaaaaaa
Przebiegł mi drogę dziki zwierz. To chyba legendarna puma!
Na mecie czeka już na mnie masażysta
Wreszcie koniec i nieoczekiwany rekord! ;)
Z mikrofonem biegnie do mnie Tomek Zimoch

sobota, 12 stycznia 2013

Zagadka

Czy na podstawie poniższego rysunku da się stwierdzić dlaczego Red Ból potrafi kłamać? Bezczelnie zawyża prędkość, a więc także ilość przejechanych kilometrów. Niemożliwe żebym pedałując do piosenki Airbourne - Runnin' Wild wykręcała 30km/h. Chciałam pojechać Red Bólem do Murmańska, ale on chce mi wmówić, że dojadę do Irkucka :)


wtorek, 8 stycznia 2013

Przedstawienie

Pora przedstawić moje rowery. Nie ma ich wiele, więc szybciutko:

1. Author Integra - biało-błękitna damka, kupiona w tyskim sklepie rowerowym. Gdy do niego weszłam ogarnął mnie kolorowy zawrót głowy. Poprosiłam więc sprzedawcę by polecił mi lekki, niedrogi, ale solidny rowerek. Wziął głęboki oddech i już miał wyrzucić w moim kierunku cały magazynek nazw niczym z cekaemu. - Ten poproszę - przerwałam po pierwszej prezentacji. Zaskoczenie, niedowierzanie, oczy jak pięć złotych. Chłopak chyba nigdy w życiu nie sprzedał roweru w trzy minuty. Powrót do domu za to wydłużył się do kilku godzin.
Nie było chwili bym żałowałam tego "nieprzemyślanego" zakupu. Jedynie po roku wymieniłam opony na szersze, aby móc wygodniej i bezpieczniej jeździć po lesie i kamieniach. Firmowe były jednak typowo szosowe.
Oto moja Bike'a (czyt. Bajka) i ja w Darłowie.


2. Rowerek stacjonarny Olpran BK-TB-021. Własnoręcznie przeze mnie złożony, przez prawie cały swój żywot niechciany, nieużywany, zapomniany. Ze względu na moją niechęć do niego i czerwone rogi nazywam go pieszczotliwie Red Ból. Na zdjęciu kącik treningowy, klimatyzowany, z podręczną biblioteczką.



niedziela, 6 stycznia 2013

Rogi inaczej

No i się odezwał. Od lat uprzykrza mi życie jak może, drwi ze mnie, śmieje mi się w twarz. A ja mu spokojnie tłumacze, że jego plany wobec mnie może sobie włożyć... o tam.
KRĘGOSŁUP
Jestem szczęśliwą posiadaczką cudownej trekkingowej damki i ani myślę przesiadać się na bardziej dla mnie "ergonomiczny" bicykl. Ale w domu pozwoliłam sobie na małą rewolucję, dzięki której dostosowałam rowerek treningowy do moich potrzeb rehabilitacyjnych. Aby zachować najmniej obciążającą kręgosłup postawę zmieniłam ustawienie rogów, tworząc z nich poręcze. Najwygodniejsza pozycja to taka gdy delikatnie opieram się na nich łokciami. Według mnie jest ona dobra dla osób z chorym kręgosłupem szyjnym. Nie zwieszamy wtedy głowy, nie przeciążamy obręczy barkowej. Możemy w dłoniach trzymać książkę i spędzić ten czas bardziej efektywnie. Coś dla ciała, coś dla ducha :) Przydałoby się jeszcze tylko coś na krzyże...


A po treningu, na poprawę urody nóg - peeling kawowy. Zrobiłam go dziś po raz pierwszy, i od razu źle ;) Wymieszałam kawę (przeterminowaną o 2 lata!) z oliwką dziecięcą o migdałowym zapachu. Masowałam około pół godziny, najpierw okrężnymi ruchami, potem z dołu do góry, spłukałam chłodną wodą i teraz skóra jest aksamitna i błyszcząca. Chyba będę robić go częściej.
Ale następnym razem kawę najpierw zaparzę ;)

czwartek, 3 stycznia 2013

Jak polubić nielubiany rowerek?

Przeprosiłam się dziś z moim rowerkiem stacjonarnym. Nie przepadam za tym meblem, bo kiedyś odkryłam, że czas spędzony na nim wydłuża się niczym bungee i straszliwie wieje nudą. Próbowałam więc:
- kręcić przy disko - średni pomysł,
- kręcić przy muzyce - gorszy pomysł,
- oglądać wyścigi F1 - tu nastąpił tzw efekt wydłużenia czasu w układach poruszających się (fiz),
- oglądać film - jak cię wciągnie to zapominasz kręcić,
- oraz zastosowałam kompilacje filmu i disko. To okazało się najlepszym wyjściem, ale i tak mnie nie przekonało. Czegoś mi brakowało... zieleni, krajobrazów, wiatru we włosach... Wytargałam więc rumaka na balkon 2,60 x 1 i to był ostatni raz kiedy go dosiadłam. Od tej pory służył jako wieszak na torby, plecaki i ciuchy - w tym sprawdzał się doskonale, oraz jako termometr pokojowy. Aż do dziś, godz 9.23 a.m. Czas znów zwoooooolnił, zwoooooooooolnił i jeszcze bardziej zwooooooooooooolnił. Nie mogę powiedzieć żeby pół godziny minęło jak z bicza trzasł. Ale jak mus to mus. I tego się będę trzymać (ten kto mnie zna - cicho być). Oto oficjalne logo moich zimowych treningów przed telewizorem :)





A jednak jest coś co łączy rower i Formułę1. A raczej ktoś. To Jenson Button! Miło popatrzeć ;)