sobota, 30 marca 2013

Suche buty

Od jakiegoś czasu kombinuję nad przeciwdeszczowymi ochraniaczami na buty. Natknełam się w zeszłym miesiącu na aukcji allegro na używane goretexowe, jak opisywał sprzedający w pełni wodoodporne. Były to dość zużyte "noname'y" i nie do końca miałam zaufanie do ich cudownych właściwości. Połączenie lekkosci, oddychalności i nieprzemakalności ochraniacza to marzenie. Goretex jest idealny, ale drogi. Na portalu o podróżach rowerowych jeden z forumowiczów sam szyje coś w rodzaju stuptutów z cordury. Testujący z zadowoleniem opisywali jazdę po kałużach, ale z tego co doczytałam produkt jest dość gruby i objętościowy. Jednak zależy mi też abym mogła te ochraniacze upchać byle gdzie. Choćby do kieszeni. Czy nie lepiej zatem wypróbować zwykłą, grubą folię?
Jest 100% nieprzemakalna, nie ma szwów, które z czasem zaczynają "puszczać" wodę, owszem noga się w nich spoci, ale załóżmy, że ma być to tanie rozwiązanie doraźne, a nie tydzień rowerowania w porze monsunowej. Jeżdżę w zwykłych, nierowerowych butach, mam najzwyklejsze na świecie pedały, więc mogę mieć też całkowicie odporne na wodę i błoto ochraniacze z katalogu produktów do hodowli trzody chlewnej.
I co powiecie na to? Cena powala na kolana. To aż 27zł. Ale za 50 sztuk :D


niedziela, 24 marca 2013

Babe - świnka na rowerze

Niebanalny design sakw czyniłby ich właścicielkę jedną z najbardziej wyróżniających się dziewczyn na rowerowej ścieżce. A to może być sposób na zawarcie nowej, interesującej znajomości...

- ale ma pani fajne sakwy!
- podobają się?
- jasne, ale wolałbym byczka Fernando zamiast krowy
- aaaa, Red Bull doda Ci skrzydeł? Ja wolę krasulę
- a to jaka krowa? Angielska? Chelsea gra na takiej zielonej trawie
- yhm, słynna angielska murawa... Cóż, to jest krowa rasy czarno - białej...
- że czarno biała to i ja widzę
- ... która stanowi ponad 90% bydła w Polsce. Dzieki skrzyżowaniu jej z rasą Holsztyńsko - Fryzyjską jest uznana za typ kombinowany...
- że co?
- a to, że ma pan z niej potem i roladę, i almette
- hmmm, czy to jest zaproszenie?
- słucham??
- nooo, na obiadokolację ze śniadaniem
- a nie, dziękuję. Już jadłam



To nie żadne "hello kitty" czy "honey bunny", ale "hello piggy" i "sweety milky"


http://www.bikebelle.pl/

sobota, 23 marca 2013

Zapraszam na forum

Od dziś Babynarowery mają swoje FORUM. Założyłam je z nadzieja, że uda mi się namówić na wspólne wycieczki zarówno Panie rowerujące, jak i te które wolą oglądać na rowerze Ojca Mateusza ;)
Jeśli któraś z Was miałaby ochotę na przyjemną, rozweselającą i zdrową zmianę w swoim życiu - ZAPRASZAM. To moze być coś w rodzaju kółka zainteresowań, tak jak zespół tańca brzucha Shaabi, koło gospodyń wiejskich lub miejskich, albo czwartkowe wieczorki przy sztrykowaniu.
Dlaczego tylko PANIE? Jesteśmy babkami, więc prawdopodobnie nie mamy tyle sił w nogach co chłopaki i nie pokonujemy takich dystansów. Czasem nie wiemy czego chcemy (mam pojechać w lewo czy w prawo?) musimy sobie pomarudzić (łojezu nogi mnie już bolą) i poszukać dziury w całym (chyba słyszę z tyłu jakieś stukanie). Skoro chłopaki mogą mieć swoje męskie wyprawy po przygodę, to i my mozemy. Witaj w Rzeczpospolitej Babskiej! ;)

Amsterdam 2012

poniedziałek, 18 marca 2013

Deszcz = Rower

Małymi kroczkami zbliża się wiosna - a z nią oczywiście kwiecień plecień i deszcz majowy. Potem przyjdzie upragnione lato - a z nim rzecz jasna letnie burze z gradobiciem. We wrześniu z kolei odwiedzi nas jesień - a z nią jak zwykle słoty i pluchy.
Nie ma to jak klimat umiarkowany...
Umiarkowanie znośny ;)
Może zaopatrzyć się w daszek? ;)

http://www.coolthings.com/veltop-gives-your-bicycle-a-convertible-top


Patrzę za okno i oczom nie wierzę. A po głowie kołacze mi się: dzyn dzyn dzyn, dzyn dzyn dzyn, dzwonią dzwonki sań... Dziś gdy widzę śnieg błagam o deszcz.

Deszcz = Rower

Dlaczego rozwiązanie nr 1. pt. peleryna rowerowa nie jest do końca udane? Ano po pierwsze gdy kupujesz ją przez internet, czyli bez przymierzenia, może okazać się, tak jak w moim przypadku, że jest "źle skrojona". Mam dokładnie ten model:
http://allegro.pl/kurtka-peleryna-rowerowa-przeciwdeszczowa-b-mocna-i3107253183.html
Te akurat peleryny są sprzedawane jedynie w rozmiarze L. Mogłoby się wydawać, że im większa tym lepsza, bo więcej zakryje. Nic bardziej mylnego. Gdy stoisz w niej przed lustrem, wszystko wydaje się być w porządku. I jeszcze do tego te genialne gumki na ręce!
Gdy jednak walczysz z żywiołem to:
1. Łapiąc kierownicę robisz koci grzbiet, a wtedy ramiona pelerynki unoszą się odkrywając tyłek
2. Z przodu co chwilę tworzy się jezioro, które musisz strzepnąć, bo inaczej będzie coraz głębsze i cieższe
3. Żeby pozbyć się zalegającej wody musisz oderwać rękę od kierownicy, co jest dość niebezpieczne, zwłaszcza gdy jeździsz po kałużach. Musisz także wyjąć rękę z "genialnej gumki" co wydłuża czas operacji.
4. Peleryna jest wprawdzie nieprzemakalna (do czasu), ale od kolan w górę
5. W tej pelerynce z rękami w gumkach źle się skręca, zwłaszcza obciążonym sakwami rowerem
6. Na mocnym wietrze czujesz się jak spinaker, ale bynajmniej Ci to nie pomaga

Wniosek (oczywiście tylko na podstawie moich doświadczeń) - Peleryna rowerowa jest dobra na wycieczkę do osiedlowego sklepu :)

Rozwiązanie nr 2
Na górę - kurtka rowerowa lub cienka nierowerowa np. Quechua - bardzo lekka, niezbyt nieprzemakalna, ale:
- jeśli jest ciepło to nie szkodzi, bo wyschnie i ona, i koszulka szybkoschnąca pod kurtką
- jeśli jest chłodniej, ubiorę pod nią zaimpregnowany softshell
Na dół - spodnie wodoodporne z membraną (ja mam akurat HyVent)
Na buty - jeszcze nie wiem, ale coś niedrogiego wymyślę

Przy okazji...
Sprzedam pelerynę rowerową, mało używaną, stan bdb, cena okazyjna :D

sobota, 16 marca 2013

Lidl na Nie i Lidl na Tak

Lidl na Nie
Jeśli nie chcesz skończyć na OIOMie zatrzymaj się nawet jeśli masz pierwszeństwo. Kierowca i tak nie pamięta przepisów, jest ślepy i nie wymagajmy od niego, żeby zwracał uwagę na innych uczestników ruchu drogowego. Może za to smsować, jeść hot doga z tankszteli i pić kawe z Mac Drive'a. Rowerzysto, jeśli chcesz przeżyć to lepiej sam się zatroszcz o własne bezpieczeństwo.


Lidl promuje niebezpieczną, sprzeczna z przepisami akcję policyjną. W mojej interpretacji rowerzysta powinien, a nawet musi stanąć jak wryty przed każdym zbliżającym się do skrzyżowania autem, sygnalizując w ten sposób, że je przepuszcza. Nieważne czy ma pierwszeństwo czy go nie ma. Kierowca może czuć sie początkowo zdezorientowany, ale szybko nauczy się, że to nie on ma uważać, tylko my.
Ta akcja szkodzi rowerzystom, którzy zawsze byli, i nie wierzę by w najbliższych latach sie to zmieniło, uczestnikami ruchu drogowego gorszej kategorii. W kraju który działa jak jedna wielka korporacja, gdzie liczą się tylko"słupki" a nie człowiek, szanuje się i chroni przede wszystkim tych którzy przynoszą dochód państwu, a nie tych którzy "jedynie" płacą podatki. Z obliczeń Dziennika Gazety Prawnej wynika, że w 2010 roku  kierowcy zasilili państwową kasę o 50 mld złotych, co stanowi 20% całkowitych dochodów państwa. Rowerzysta nie kupi benzyny, ani nawet nie wypełni kieszeni ubezpieczycielom. Więc komu należy sie szczególne zainteresowanie? Oto co cyklistów czeka w najbliższym czasie (wersja optymistyczna): "Zrobimy cos dla nich w tym roku? A postawmy im kilka stojaków w mieście. Niech się cieszą.".
Zamiast edukować samochodziarzy (też nim jestem), tworzyć infrastrukturę drogową dla rowerzystów i promować ekologiczny tryb życia, postanowiono pokazać słabszemu gdzie jego miejsce. Problem bezpieczeństwa rozwiązał sie sam. Leży zamieciony pod dywanem w gabinecie pomysłodawcy tej akcji.
3 x ZA (a nawet przeciw) - Zakała, Zawalidroga, Zagrożenie dla lakieru na masce. Pojawia się to to niewiadomo skąd i wymusza. Won do lasu! To ja - kierowca jestem panem szosy i ja tu dyktuje warunki. Nie dość, że muszę patrzeć w lusterko, żeby mi ktoś w d... nie wjechał albo zwolnić gdy babcia ładuje się na pasy, to jeszcze ci rowerowi "dawcy". DO LASU!

Lidl na Tak (choć nie do końca)
Przy okazji głupiej akcji, w czwartek w Lidlu na półki "rzucili" rowerowy towar. Pojechałam sprawdzić co jest wart, zwłaszcza, że ceny bardzo kusiły. W pierwszym Lidlu, który odwiedziłam po godzinie 10 nie było już na mnie spodenek. Zostały same duże rozmiary. Zlustrowałam więc towar: kolarki wydają się być solidne, z wkładką coolmax, koszulki słabe, ładne softshele, średnio nieprzemakalne kurtki, rękawiczki i gadżety: pompki, dętki, siodełka. Spodobały mi się twarzowe okulary z wymiennymi szkłami. Ciekawe ile w nich filtra UV.


W drugim Lidlu również same M-ki i L-ki, które oznaczyłabym raczej jako L i XL. Czy S-ki w ogóle były? Kupiłam za to oddychającą koszulkę z nierowerowego asortymentu (w takich najbardziej lubię jeździć)

Podniecenie mnie opuściło, ciśnienie zakupoholiczne opadło, ale w drodze do pracy weszłam jeszcze do trzeciego Lidla. Jakież było moje zdziwienie gdy wygrzebałam z kosza kolarki w moim rozmiarze! Opakowania nie znalazłam ;) To były chyba jedyne S-ki w całych Katowicach :D


W sumie zakupy kosztowały mnie równą stówkę. Szkoda, że nie było butow ;)

poniedziałek, 11 marca 2013

Koji vidjeti, koji zna ??

W 1995 godina Srpski biciklist vožnja iz Sivac u Oslu posjetili grad Katowice.Uživao ljepota starigrada i moderna stambena. Stigao također u novinama Super Express, intervjuiran i dao fotografirati mladi, talentirani kamermance imenovan Karina.                                                                          tłumaczenie Google ;)



Szalony Serb - lat na oko około 50,  pojawił się pewnego letniego popołudnia 1995 roku w drzwiach mojej ówczesnej gazetowej pracy. W zupełnie nierowerowym ubraniu, lekko nieświeży, ale z bananem od ucha do ucha, pobijał właśnie rekord Guinessa nie wiem dokładnie w czym. Rowerował z Sivac (Vojvodina) do Oslo. Podróżował błękitną kolarzówką z doczepionym blaszanym domkiem na kółkach, a w nim... istny barłóg. Śpiwór, ciuchy, sprzęty, jedzenie, wszystko razem. To jednak nie przeszkadzało prezentacji skromnego wnętrza M1, do którego podróżnik ochoczo wskoczył celem zapozowania mi do zdjęć.


Fotografia była drugim hobby Jugosłowianina. Na szczególną uwagę zasługiwała jego dokumentacja zdjęciowa z podróży, z której był niezwykle dumny. W barłogu miał poupychaną ponad setkę "widokówek", ale landszafty to to nie były. Na każdym ujęciu nasz bohater stał przy tablicy wjazdowej miasta, które odwiedził po drodze i uniesioną ręką pozdrawiał potencjalnych oglądaczy i podziwiaczy. WSZYSTKIE co do jednego zdjęcia, były TAKIE SAME :) Mniej więcej takie:


Napisaliśmy wtedy o nim artykuł, bo strasznie nam się ten oszołom spodobał. Niestety na mini sesji zdjęciowej moje wspomnienie się kończy. Nie pamiętam ani jak się nazywał, ani co opowiadał. Po 18 latach nie znalazłam o wesołym Serbie żadnej wzmianki w internecie (w którym podobno jest wszystko). Wielka szkoda, jestem bardzo ciekawa czy pobił swój rekord Guinessa.


sobota, 9 marca 2013

Ikona dizajnu

Na kartach niedawno wydanej przez Design Silesia publikacji pt "Ikony dizajnu Województwa Śląskiego", wśród porcelany, mebli i szybowców, odnalazłam pojazd mechaniczny zwany rowerem :) Ta pięknie wydana, bogato ilustrowana książka-album, opisuje historie najbardziej popularnych przedmiotów użytkowych naszego województwa. W Katowicach do drugiej wojny świadowej istniało kilka warsztatów w których składano ten wówczas najpopularniejszy środek transportu. Największą z nich była mieszcząca się przy ul 3 Maja firma Ebeco - Pierwsza Polska Fabryka Gramofonów i Rowerów (która później rozszerzyła swą działalność). Najpewniej już wtedy wiedzieli, że muzyka na rowerze jest bardzo ważna i marzyli o przenośnych odtwarzaczach :D


Na zdjeciach możemy podziwiać jedyny do dziś kompletnie zachowany egzemplarz produkowanego tam stylowego bicykla, którego właścicielem jest mój znajomy, emerytowany dziennikarz i kolekcjoner Wojtek Mszyca. Rower z 1925 roku zdecydowanie zasłużył sobie na miano ikony dizajnu :)


Rozmowa z Wojciechem o Ebeco, Adlerze i o tym kto wynalazł koło


___________________________________________________________________________________
"Ikony dizajnu Województwa Śląskiego"
autor dr hab. Irma Kozina
Design Silesia (projekt Urzędu Marszałkowskiego Województwa Śląskiego) 






wtorek, 5 marca 2013

Debiut

Nie mogłam oprzeć się słońcu, które od samego rana zachęcało: napompuj wreszcie kółka, zerwij pajęczyny z pomiędzy szprych, twoje nowe gatki w szafie tęsknią za siodełkiem, no rusz się, Babo!
To ostatni dzień urlopu. O 8 rano Dziad Mróz chuchnął mi bezczelnie w twarz, koty za to pchały się z wrzaskiem do uchylonego okna. Czasem myślę sobie, że stworzenie - kot nie posiadł umiejętnosci odróżniania temperatury. Obojętne mu czy parzy czy mrozi. A kysz do łóżka! Rozsiadłyśmy się wygodnie pod kołderką, to znaczy one na. I tak sobie leżałyśmy rodzinnie przy śniadanku, książeczce i tvp info. Aż do godz.11 gdy po raz drugi otworzyłam okno. To był ten czas.
Wycieczka była rozruchowa, po moich wsiach - Zarzeczu, Podlesiu i Kamionce. W sumie tylko 22km, ale to debiut w tym roku. Lany sprawdziły się świetnie, a żelowa wkładka Coolmax jest moim dzisiejszym odkryciem. Żeby to nie była tylko jazda dla jazdy, jak zwykle fociłam, a raczej łapałam ciekawostki.

Na początek JA (postanowiłam wozić ze sobą statyw)
Chwilę póżniej zza płotu (dom po prawej) wyskoczył wściekły burek
(w kłębie jakieś 25cm)
Miał ochotę na świeże mięsko :/ Uciekłam
Świetny pomysł na płot z kamieni, poruszyła mnie jego prostota 
Zupełnie nieśląski styl. Czyżby skandynawski?
To jest perła! Stacja kolejowa Katowice-Podlesie.
Nie bójmy się użyć słowa Dworzec
Szkoła w Podlesiu - 1905r
Piękny, ale niestety zaniedbany budynek w "centrum" Podlesia
Żal

niedziela, 3 marca 2013

Goło i wesoło, ale na rowerze


Wczoraj obejrzałam genialny belgijski film "Boso, ale na rowerze". Nie ukrywam, że do znalezienia go skłonił mnie tytuł i po prostu sie na niego złapałam. Za wyjątkiem jednej słodko-gorzkiej sceny (na zdjęciu) i kilku epizodów, film był zupełnie nierowerowy. Zwykle przed kinomaniacką ucztą nie czytam streszczenia ani recenzji, zwłaszcza jeśli to dotyczy kina europejskiego. Mogę je łykać bez zagrychy i nigdy nie mam kaca. Dopiero po projekcji dowiedziałam się, że obraz był w 2010 roku nominowany do Oskara. Jakoś mnie to nie dziwi ;), ale wstydzę się, że go wtedy przegapiłam. Mój dzisiejszy wpis nie będzie jednak recenzją.


Oto mój ranking wesołych scen rowerowych w nierowerowych filmach


12. Spy hard, USA 1996
Randka z Leslie Nielsenem 



11. Hugo och Josefin, Szwecja 1967



10. Cinema paradiso, Włochy 1998
Słynna scena (ale w tym filmie są same słynne sceny :) 



9. Small soldiers, USA 1998



8. Transporter 3, Wlk Bryt., Francja, USA 2008
Scena pościgu. Rower szybszy od 3 litrowej fury



7. Malena, Włochy 2000
Piękna Monica i jej gruppies :D



6. U pana Boga w ogródku, Polska 2007
Panowie policjanci z suszarką na księdza Antoniego



5. Muppet Show, USA serial



4. Jaś Fasola, Wlk. Bryt. serial



3. Boso, ale na rowerze, Belgia, Holandia 2009



2. Szkoła listonoszy, Francja 1947 (krótkometrażowy)

 

1. Jakallan, Tajlandia 2011
Gdybym umiała tak jak ona!




sobota, 2 marca 2013

Forma rośnie

Wspaniale było w Tatrach. Nie znam wszystkich miejsc na świecie, ale i tak wiem, że tam jest NAJPIĘKNIEJ! :D  To tytułem wstępu...

Tatry Zachodnie, zejście z Wołowca 


Nie należę do osób szczególnie silnych i wytrzymałych więc tym bardziej powinnam dbać o "zaprawę" przed dłuższymi wycieczkami. Jestem bardzo zadowolona, że tym razem, za wyjątkiem dwóch pęcherzy na piętach, obyło się bez jakichkolwiek dolegliwości. Regularne ćwiczenia na rowerku dały mi wymierne korzyści. Czuję to i raduję się, bo motywacja jest tym większa. Przez kilka lat trenowałam jedynie "dojście z domu do auta i z auta do biurka w pracy". Zgroza. Przerywnikami były sporadyczne wyjazdy w góry. Efekt był zwykle opłakany. Zakwasy, umęczenie i kilka dni dochodzenia do siebie.

Podsumowanie treningowe po dwóch miesiącach :)
Treningi rozpoczęłam spokojnie - pół godziny na 1 biegu.
Po tygodniu wydłużyłam czas i podkręciłam tempo jazdy.
Od lutego kręcę min 45 min. (gdy mam słabszy dzień) - 75min., na 3-5 biegu siedząc lub 8 biegu na stojąco.

Jeżdżę średnio 5 x w tygodniu. Chciałabym codziennie, ale praca i szkoła zajmują mi często cały dzień. Gdy wychodzę o 9 rano i wracam po 23, marzę już tylko by oddać się w objęcia Morfeusza.
Zależy mi bardzo na poprawie kondycji i wzmocnieniu mięśni nóg. Wędrówka po Tatrach udowodniła, że jest nieźle. Poza tym schudłam. Nie to było moim celem, ale stało się. Teraz w mojej kolekcji spodni tylko jedna para nie opada mi z kościstego zadka ;) Powróciłam więc z radością do okazjonalnego częstowania się słodyczami, bo groziło już wymianą całej garderoby ;)

Inne efekty:
Pomarańczowa skórka na udach została zredukowana do minimum,
Mam więcej energii do działania (o jakieś 300% ;),
Wpadłam w pozytywny nałóg. Im więcej ćwiczę, tym bardziej tego potrzebuję,
Rowerek, to doskonały sposób na pozbycie się "doła". Nie ma nic lepszego jak porządnie się zmęczyć,
Mniej czasu spędzam na "nicnierobieniu" :)

___________________________________________________________________________________
Ech Taterki... :D

Zwyczajność pozostała na dole, w gęstych, ciężkich chmurach