Lidl na Nie
Jeśli nie chcesz skończyć na OIOMie zatrzymaj się nawet jeśli masz pierwszeństwo. Kierowca i tak nie pamięta przepisów, jest ślepy i nie wymagajmy od niego, żeby zwracał uwagę na innych uczestników ruchu drogowego. Może za to smsować, jeść hot doga z tankszteli i pić kawe z Mac Drive'a. Rowerzysto, jeśli chcesz przeżyć to lepiej sam się zatroszcz o własne bezpieczeństwo.
Lidl promuje niebezpieczną, sprzeczna z przepisami akcję policyjną. W mojej interpretacji rowerzysta powinien, a nawet musi stanąć jak wryty przed każdym zbliżającym się do skrzyżowania autem, sygnalizując w ten sposób, że je przepuszcza. Nieważne czy ma pierwszeństwo czy go nie ma. Kierowca może czuć sie początkowo zdezorientowany, ale szybko nauczy się, że to nie on ma uważać, tylko my.
Ta akcja szkodzi rowerzystom, którzy zawsze byli, i nie wierzę by w najbliższych latach sie to zmieniło, uczestnikami ruchu drogowego gorszej kategorii. W kraju który działa jak jedna wielka korporacja, gdzie liczą się tylko"słupki" a nie człowiek, szanuje się i chroni przede wszystkim tych którzy przynoszą dochód państwu, a nie tych którzy "jedynie" płacą podatki. Z obliczeń Dziennika Gazety Prawnej wynika, że w 2010 roku
kierowcy
zasilili państwową kasę o 50 mld złotych, co stanowi 20% całkowitych dochodów państwa. Rowerzysta nie kupi benzyny, ani nawet nie wypełni kieszeni ubezpieczycielom. Więc komu należy sie szczególne zainteresowanie? Oto co cyklistów czeka w najbliższym czasie (wersja optymistyczna): "Zrobimy cos dla nich w tym roku? A postawmy im kilka stojaków w mieście. Niech się cieszą.".
Zamiast edukować samochodziarzy (też nim jestem), tworzyć infrastrukturę drogową dla rowerzystów i promować ekologiczny tryb życia, postanowiono pokazać słabszemu gdzie jego miejsce. Problem bezpieczeństwa rozwiązał sie sam. Leży zamieciony pod dywanem w gabinecie pomysłodawcy tej akcji.
3 x ZA (a nawet przeciw) - Zakała, Zawalidroga, Zagrożenie dla lakieru na masce. Pojawia się to to niewiadomo skąd i wymusza. Won do lasu! To ja - kierowca jestem panem szosy i ja tu dyktuje warunki. Nie dość, że muszę patrzeć w lusterko, żeby mi ktoś w d... nie wjechał albo zwolnić gdy babcia ładuje się na pasy, to jeszcze ci rowerowi "dawcy". DO LASU!
Lidl na Tak (choć nie do końca)
Przy okazji głupiej akcji, w czwartek w Lidlu na półki "rzucili" rowerowy towar. Pojechałam sprawdzić co jest wart, zwłaszcza, że ceny bardzo kusiły. W pierwszym Lidlu, który odwiedziłam po godzinie 10 nie było już na mnie spodenek. Zostały same duże rozmiary. Zlustrowałam więc towar: kolarki wydają się być solidne, z wkładką coolmax, koszulki słabe, ładne softshele, średnio nieprzemakalne kurtki, rękawiczki i gadżety: pompki, dętki, siodełka. Spodobały mi się twarzowe okulary z wymiennymi szkłami. Ciekawe ile w nich filtra UV.
W drugim Lidlu również same M-ki i L-ki, które oznaczyłabym raczej jako L i XL. Czy S-ki w ogóle były? Kupiłam za to oddychającą koszulkę z nierowerowego asortymentu (w takich najbardziej lubię jeździć)
Podniecenie mnie opuściło, ciśnienie zakupoholiczne opadło, ale w drodze do pracy weszłam jeszcze do trzeciego Lidla. Jakież było moje zdziwienie gdy wygrzebałam z kosza kolarki w moim rozmiarze! Opakowania nie znalazłam ;) To były chyba jedyne S-ki w całych Katowicach :D
W sumie zakupy kosztowały mnie równą stówkę. Szkoda, że nie było butow ;)