środa, 20 lutego 2013

Pekape

Fascynuje mnie jak bardzo polskie koleje uprzykrzają życie rowerzystom. Choć odbyłam zaledwie dwie krótkie "wyprawki", miałam okazję przekonać się na własnej skórze, że cyklista w pociągu jest dla PKP niczym pypeć na zadku.
* Po pierwsze nie pojmuje dlaczego w większości dalekobieżnych pociagów, przedział do przewozu rowerów znajduje się tylko w składach dziennych, a w nocnych już nie. Z Katowic do Kołobrzegu i do Białegostoku są takowe, a do Świnoujścia i Gdyni nie ma. Wiem, że można załadować rower do ostatniego wagonu i siedzieć z nim całą noc, ale nie jest pewne czy konduktor nie przegoni, bo akurat ma francowaty charakter. Teoretycznie bowiem można tak przewozic tylko jadąc w dzień. Na Helu chciałam wsiąść w bezpośredni nocny pociąg do Katowic, który akurat stał na peronie. Ale miła pani w kasie najpierw poradziła: "daruj sobie, pani, kierownik i tak wywali", a potem westchnęła: "że wam się tak chce z tymi rowerami, mnie by się nie chciało". W końcu popłynęłam promem (pięknie było) do Gdyni, wsiadłam w osobowy do stolicy, na centralnym posiedziałam 2h i dokończyłam podróż w IC. Nonsens.
* Po drugie jak to możliwe, że PKP sprzedaje miejscówki których nie ma? To jest kosmos! W pociągu z Gdyni do Warszawy 6 osób (w tym ja) spało na podłodze pod wiszącymi rowerami. Nasze miejscówki były wirtualne :D Nie wspominam tego źle, ale jest to kuriozum.
* Po trzecie dlaczego składy do miejsc szczególnie rowerowo uczęszczanych, posiadają przedziały z uchwytami tylko na 3 rowery (ewentualnie 2x po 3, z przodu i z tyłu wagonu). Zimą to rozumiem, ale czemu latem? Pozytywny przykładem jest pociąg do Suwałk (nie wiem skąd, bo wsiadłam w Łapach) do którego doczepiono pełnowymiarowy wagon rowerowy. Wypełniony był do ostatniego milimetra, mimo że tego dnia lało jak z policyjnej sikawki podczas śląskich derbów. To dowodzi, że popyt przewyższa podaż.
* I po czwarte, dworce - kompletnie nieprzygotowane by rowerzysta mógł bezpiecznie i komfortowo wprowadzić pojazd na peron. Krzepki facet podniesie rower z sakwami, ale taka drobizna jak ja? W Katowicach mam tajny sposób na to żeby się dostać na perony, najlepiej pod osłoną nocy ;), w Warszawie na centralnym jest ruchomy chodnik, a w małych miejscowościach przechodzi się przez tory. Ale czemu na dworcach w dużych miastach nie można zrobic podjazdów? I co gorsza plany remontowe także tego nie przewidują, patrz: "wypaśny" dworzec Warszawa Wschodnia. Pasażerowie z wózkami i większym bagażem też nie mają lekko. Widać jest to problem nie do rozwiązania. Może podjazd szpeci urodziwe schody, albo to sposób na ograniczenie ilości walizek i rowerów. Kto to wie?

Pewnie znalazłabym też pkty 5, 6, 7..., ale post byłby nieznośnie długi i męczący. Zamiast tego wkleiłam kilka zdjęć wagonu rowerowego do Suwałk jako dowód, że CHCEMY I POTRZEBUJEMY!
Właściwie widać tylko pół wagonu (przydałoby się rybie oko).






Suwałki i wysiadka :)

1 komentarz:

  1. Oj, naiwna dziewczyno! Przecież PKP nie są po to, żeby wozić Ciebie z Twoim rowerem, ale by kolejarze i ich rodziny mogli za darmochę i we w miarę komfortowych warunkach przemieszczać swoje dupska do roboty, na wycieczki i urlopy! Powinnaś być wdzięczna, że pozwolili Ci się z do składu wpakować, a nie kazali wsiadać na rower.
    PKP to komunizm w czystej postaci. To największe ruchome muzeum na świecie. A nie wiesz, że naród, który nie szanuje swojej przeszłości, nie szanuje muzeów, traci kulturę?
    No właśnie, więc się nie czepiaj ;)

    OdpowiedzUsuń